Jak miałam 4 lata pojawił się taki pies... Miał (ma) na imię Ares... Te 11 lat zapełnionych pięknymi chwilami... rodzina w święta postanowiła, że je zniszczy
W Wigilię (na szczęście nie przy stole) jedna z osób zaczęła rozmowę o Aresie... "jest już stary, niech się nie męczy, może będziemy musieli go uśpić"
Co??? te 11 pięknych lat... tak po prostu... ciach?..
Ja nie dam sobie rady... ja to wiem... jeśli Aresa zabraknie ten blog... zostanie sam z siebie tylko wspomnieniem...
Czy to tak ma się skończyć?
Z jednej strony ja nie chce żeby Ares cierpiał.., ale nie wyobrażam sobie bez niego życia... co jeśli będę miała zły dzień... Ares zawsze w taki dzień przy mnie był... A teraz co?
Rodzina ciągle wspomina o Aresie... że już może jest czas... że stawy... że stary... a ja? co ja mam mówić, że nie będę tęsknić? że mam w dupie te 11 lat... ja bo kocham... Aresa nazywam swoim mężem, chłopakiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz