Wczoraj wzięłam moje dwa kochane zwierzaki na spacer.
Kostek biegał, robił sztuczki, robił kółka w sadzie. Heh, to jest dopiero pies.
Z Aresem było jednak inaczej. Wypuściłam go z klatki, pochodziliśmy sobie i poszliśmy przed domu. Tam Ares stwierdził, że nie idzie do klatki, bo nie ma Pana, no to jak zawsze słuchał się na komendę "do budy", po prostu olewał to i wziął się położył. Tata pokazał się przez drzwi balkonowe, ale on nadal nic. Więc poszłam po tatę. Tata czekał na Aresa w sieni. Ares nie pewny przyszedł do nas i był tak szczęśliwy, że piszczał, skakał na siedząco. To było takie słodkie. Ares kocha mnie i tatę bardzo mocno, bo my jesteśmy zawsze przy nim. Dzięki nie mu potrafię stworzyć moim zdaniem dobre piosenki, ale ich nie zapisuję, bo nie mam kartki przy sobie, no a jak mam to wtedy już słowa nie lecą z serca tylko z głowy, co naprawdę robi z tego słaby tekst. Ale do rzeczy. Potem tata stwierdził, że może uda się już Aresa zaprowadzić do klatki. Lecz Ares Nie chciał i znowu położył się, ale tym razem pod wierzbą. Tata wtedy mnie zawołał i dał mi w rękę kiełbasę. No i Ares wtedy się posłuchał...
A Kostek ostatniej nocy czyli z wczoraj na dziś spał pod drzwiami balkonowymi, bo było mu tam dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz