środa

Pixi i Dixi

Hej!
Co tam u was? Nadal brzydka pogoda? Bo u mnie tak. No niestety, siedzę tylko i oglądam "Spadkobierców". Pogoda sprawia, że nie chce mi się uczyć. 
Sąsiad ma koty, kiedyś ich nie miał, ale często gołębie przylatywały do niego na podwórko i wydziobywały w lato wszystko co popadło, dlatego kupił koty. Ma ich chyba z 10, ma Matkę, Babkę, Ryśka, nie Ryśla chyba już nie ma, ale jest ich pełno. 
Ale często te koty przychodzą do nas na podwórko. jakąś 1/3 tego ja ich wyganiam. Ares często ich gania jak wychodzi z klatki. Jednego by prawie zagryzły gdyby nie drzewo. Dobra psina. I durne drzewo. Chyba 5 cm brakowało do tego, żeby go złapał. W lato też Ares jest pełen przyjaciół wróbli, często Ares sobie leży w klatce, a wróbelki skaczą przy nim. To takie słodkie. 
Ale nie o Aresie dzisiaj mowa. Jak szłam z Kostkiem do mostu, to jakiś kot (pewnie sąsiada) szykował się do wejścia na nasze terytorium. Kostek gdyby nie był na smyczy już dawno by został przejechany. Albo ja bym została. Tak był wściekły, że aż drżał i było te jego słodkie Grrrrrrrrrrrr. 
Powiem wam, że jakoś nie lubię kotów. Często mnie wkurzają. Ale są milutkie i to mnie boli. 
 To był Pixi, kotek, mały.
 A to Dixi, kotka, mała.
Ktoś nam je podrzucił. Ale pracownik taty je wziął, bo nie mogliśmy ich zatrzymać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz